Subject:
Re: [Pti-klio] SIK - historyczny problem terminologiczny
From:
"Piotr W. Fuglewicz" ####@####.####
Date:
27 Jan 2013 19:44:20 +0000
Message-Id: <51058372.4000201@tip.net.pl>
W dniu 2013-01-27 18:12, Zygmunt Ryznar pisze:
> W 1968 roku istniał tylko MIS zapewne- nie sugerowałem ze istniał
> wtedy termin DSS, tylko podkreślałem jak treść pojęć moze zmieniać się
> w czasie. Nigdy w dyskusji nie stosowałem chwytów poniżej ... Podanie
> skojarzenia "krowa-koń" jest po prostu kpiną i do stosownych manier w
> dyskusji na forum PTI-KLIO chyba nie należy.
Nie było moją intencją kpić, użyłem być może zbyt daleko idącego skrótu
myślowego: skoro po angielsku mamy pojęcia MIS, EIS, DSS --- być może po
części o wspólnych polach semantycznych, ale jednak mające różne
desygnaty, to i po polsku różne terminy powinny odpowiadać tym pojęciom.
Dziś SIK (albo współcześnie BI) nie oznacza systemu kartotekowego klasy
MIS, tylko system integrujący, grupujący i prezentujący dane na poziome
właściwym do zarządzania na wysokim szczeblu. Takiej konotacji nie miał
nigdy MIS -- jego funkcjonalność opisuje najdokładniej po polsku "system
zarządzania" (czasem z dodatkiem informatyczny) -- tu dygresja:
nieznajomość żadnego z języków źródłowego ani docelowego prowadziła w
przeszłości do takich niezręczności językowych, jak na przykład "systemy
zorientowane na klienta" czy "zarządzanie relacjami z klientem". Po
polsku systemy się nie orientują, mogą na przykład służyć klientowi, a
zarządzanie relacjami mogłoby być na przykład "prowadzeniem związków z
klientem" (manager wiedzie się z łacińskiego manu agere -- ręczne
prowadzenie). Prowadzi się księgi, prowadzi się interesy itd.
Można ostatecznie uznać powyższe za elementy socjolektu, ale poprawne
językowo one nie są. Dodatkowo, co też jest ciekawe, pojęcia mogą
zmieniać desygnaty a tu mamy przypadek powstania po polsku, w efekcie
nieudolnego tłumaczeni innego pojęcia, terminu bezdesygnatowego. Dopiero
po latach pojawił się desygnat, ale pojęcie adekwatne było już "zajęte"
i co tu robić? To też musi mieć jakaś naukową klasyfikację. Przypominam,
że dyskusja został wywołana na liście językoznawczej.
> Odnośnie "uczonych" uważam, że w dyskusji merytorycznej trzeba
> najpierw przytoczyć "co mieli do powiedzenia w danej kwestii" a potem
> podać link własnie do tego kontekstu. Inaczej pozostaje tylko
> neutralny link nie dotyczący kwestii a to przypomina bardziej
> "marketing".
Co do uwagi o linku i cytowaniu, co autor miał na myśli -- pouczając
mnie -- sam Kolega luźno traktuje maniery, należy do nich
niewprowadzanie słuchaczy w błąd: podałem odsyłacz do książki pod
tytułem: /"Dlaczego fotodokumentacja? Dlaczego chronologizacja? Dlaczego
emendacja?: instalacja gazowa, parking podziemny i "odległość niezerowa"
/ Piotr Wierzchoń. Adres wydawniczy Poznań: Instytut Językoznawstwa
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, 2009/. Książka liczy 183 strony i
szczegółowo, precyzyjnie oraz nowatorsko, jak na warunki polskiego
językoznawstwa odpowiada na Pańskie pytania. Pańskie żądane, abym ją
tutaj streścił, wydaje mi się być nieadekwatne, teza o "marketingu" z
gruntu fałszywa (lub z powodu niezrozumienia materii -- naiwna).
Nie mam do osób z tytułem profesora stosunku bałwochwalczego, ale
zdecydowana większość z nich od czasu, do czasu coś sensownego robi, a
lekceważące ocenianie pracy językoznawcy przez informatyka zakrawa, jak
dla mnie, na przesadnie dobre samopoczucie. Odnoszę wrażenie, że w tej
wymianie poglądów jednym chodzi o zaspokojenie ciekawości -- a przypadek
faktycznie jest interesujący, a innym, żeby mieć rację. Pozwolę sobie
więcej w tym wątku głosu nie zabierać.
> Zygmunt Ryznar
Pozdrawiam
PWF